Biuletyn Informacji Publicznej
STAROSTWA POWIATOWEGO W ŁOWICZU

Wyszukiwarka

Odnośniki

Banery

  • dziennikustaw.gov.pl

Przejdź do: www.powiat.lowicz.pl

Treść strony

Krysia Idzikowska urodziła się 24 lutego 1921 roku. Od pierwszych dni swego życia była słaba fizycznie. Często chorowała. Miała czworo rodzeństwa: siostrę Helenę – starszą od Niej o trzy lata, dwóch młodszych braci: Elka i Jurka oraz najmłodszą siostrę – Jasię.
Razem z rodzicami: Zofią i Stanisławem mieszkała w Wiskienicy Dolnej. Wieś położona jest na pograniczu powiatu łowickiego i kutnowskiego. Jej mieszkańcy niczym szczególnym nie wyróżniają się w okolicy.
Rodzice Krysi mieli dziesięciohektarowe gospodarstwo. Byli ludźmi kulturalnymi i ogólnie szanowanymi. Ojciec prenumerował „Gazetę Grudziądzką”, a zimą przywoził książki z Łowicza i często wszystkim je czytał.
Jako jedno z nielicznych dzieci we wsi Krysia ukończyła siedmioklasową Szkołę Podstawową. Rok 1928 był dla Krysi datą rozpoczęcia edukacji w szkole podstawowej. Do szkoły w Wiskienicy uczęszczała cztery lata. Do piątej klasy chodziła do Śleszyna, gdyż w Jej rodzinnej wiosce były wówczas tylko cztery oddziały. Następne dwa lata uczyła się w szkole w Bąkowie. Rodzice kupili Jej mały rower damski i nim dojeżdżała do szkoły i na naukę katechizmu do kościoła parafialnego w Bąkowie.
Gdy Krysia była starsza, razem z rodzeństwem pomagała rodzicom przy pracach w polu i w domu. Rodzice byli w nie najlepszej formie. Chorowali. Ojciec spędził dwa lata w niewoli niemieckiej w czasie I wojny światowej – skarżył się na reumatyzm, poza tym ciągle chorował na zapalenie płuc. Mama Krysi cierpiała na chroniczny ból gardła, okazało się, że był to nowotwór, który z czasem przerzucił się na płuca i mózg. Często w domu Krysi – z powodu złego stanu zdrowia rodziców – gościł smutek.

Przełomowym momentem w życiu Krystyny było przejście ze szkoły podstawowej do szkoły średniej w Łowiczu. Było to Żeńskie Gimnazjum imienia Juliana Niemcewicza, w którym pobierała nauki w latach 1935 – 1939. Na owe czasy był to duży wydatek, często przekraczający możliwości rodziny chłopskiej. Szkoła bowiem była płatna.
Krysia spragniona była nauki. Dla niej mieszkanie na stancji – nawet z dala od rodzinnego domu – nie stanowiło żadnego problemu. Przebywała u państwa Kuczyńskich przy ulicy Stanisławskiego w Łowiczu. Opiekunowie byli nauczycielami, mieli dzieci w wieku Krysi. Otoczyli Ją serdeczną, troskliwą opieką. Czuła się swobodnie w ciepłym mieszkanku. Zaprzyjaźniła się z córką Kuczyńskich, Marysią. Chodziły do jednej klasy, nawet siedziały razem w ławce. Do Gimnazjum uczęszczała również Felicja Kruszyńska. Razem z Marysią i Felicją tworzyły nierozerwalną trójkę. Wspólnie wracały ze szkoły, odrabiały lekcje.. Były bratnimi duszami.

W Gimnazjum Krysia poznała Jadzię Wiechno i Wandzię Kret. Krysia z Wandą chodziły do klasy A, gdyż wybrały język francuski. Jadzia – niemiecki. Koleżanki Krysi również pochodziły ze wsi. Takie zjawisko należało do rzadkości. W klasie Krysi na trzydzieści dziewcząt przypadało sześć, które pochodziły z rodzin chłopskich. Rodzina Krysi była średniozamożna. To chęć wykształcenia swych dzieci pomogła Stanisławowi i Zofii Idzikowskim w zdobyciu funduszy na edukację Krysi. W szkole odnosiła drobne porażki i sukcesy, np.: nie lubiła matematyki, natomiast kochała język polski. Jak mówiły Jej przyjaciółki „zimne cyfry nie zgadzały się z Jej gorącym sercem”.
Ogromny wpływ na zainteresowania Krysi miała pani Kuczyńska. Krysia pracowała społecznie w harcerstwie. Już wówczas marzyła o pracy zawodowej.

Po skończeniu Gimnazjum, nie zważając na pogłoski o możliwości wybuchu wojny, każda z dziewcząt postanowiła nadal się uczyć.
W 1939 roku pożoga wojenna przeszła przez Polskę. Wojna nie ominęła również domu rodzinnego Krysi. Wiskienica położona jest kilka kilometrów od rzeki Bzury, gdzie we wrześniu 1939 roku utrzymywał się front.
Krysia nie była już małą, chudą dziewczynką. Wyrosła na smukłą dziewczynę. Miała jasnoblond włosy, duże niebieskie oczy. Była wesoła, roześmiana. Lubiła śpiewać i tańczyć. Była dziewczyną, która nie zważała na trudy wojny. Na pewno przerażało Ją to, ale umiała ukryć lęk i podnosić na duchu słabsze osoby. Była geniuszem w dziedzinie zwanej potocznie „życiem”.
Niemcy zajęli okolice, podpalili kilka gospodarstw. Krysia razem z Heleną pomagały gospodyniom, których mężowie nie wrócili z wojny. Zimą 1939 roku Krysia przywoziła z biblioteki gimnazjalnej dużo książek. Kilku łowiczan w czasie pożaru uratowało częściowo ową bibliotekę. Krysia nawiązała z nimi kontakt i książki zabrała do Wiskienicy. Ze względu na bezpieczeństwo przechowywali je też inni mieszkańcy wsi – z narażeniem życia – ukrywając je w swoich domach.
Dziewczęta pragnęły uczyć się w Szkole Drobiarskiej w Julinie koło Warszawy. Egzamin do wymarzonej szkoły Krysia, jak i inne dziewczęta, zdała na bardzo dobry. Gdy we wrześniu wybuchła wojna, marzenia dziewcząt związane z edukacją w Julinie nie ziściły się.
W styczniu 1940 roku Kazimierz Wyszomirski – dyrektor Żeńskiej Szkoły Rolniczej – zaproponował gromadce uczennic naukę. Był skłonny zorganizować w Dąbrowie Zduńskiej komplety tajnego nauczania. Dziewcząt nie przeraziło ryzyko związane z tak trudnym krokiem w ich życiu. Wojna, wróg, który znajdował się w pobliżu – ale one nie bały się, były nadzwyczaj odważnie.

Krystyna na wiadomość o zorganizowaniu kompletów zareagowała entuzjastycznie. W lutym 1940 roku rozpoczęła naukę. Aby nie wzbudzać podejrzeń dziewczęta zostały zapisane jako uczennice legalnie istniejącej Szkoły Rolniczej.
Tajnym nauczaniem objęto trzy klasy: pierwszą liceum przyrodniczo-matematycznego oraz drugą i trzecią gimnazjum. Młodzież nie zawiodła. Dzięki małżeństwu Wyszomirskich znaleźli się również profesorowie.
Łączenie zajęć gospodarskich z nauką, która odbywała się wieczorami wymagało wiele sprytu i wysiłku. Dziewczęta nie bały się, mimo że posterunek niemieckiej policji znajdował się kilometr od szkoły. Krysia dała koleżankom przykład jak z zapałem oddać się zajęciom na lekcjach szycia, jak po ciężkiej pracy w polu zabierać się do równie mozolnej nauki.
Miała ogromne zdolności w kierunku przedmiotów humanistycznych. Interesowała się głównie literaturą. Pisała długie, piękne wypracowania. Potrafiła wyeksponować w nich fakty, które dotyczyły człowieka i prawd moralno-społecznych. Zawsze była skromną dziewczyną. Gdy dostawała piątki za wypracowania, nigdy nie okazywała radości. Przyjmowała je ze stoickim spokojem. Nie pragnęła imponować, lecz mimo woli stała się dla koleżanek wzorem, niewątpliwie na to zasługując.
Dzięki Krysi i profesorowi Zawieyskiemu, który bez reszty angażował się w problematykę danej lekcji, język polski był jednym z najciekawszych przedmiotów.
Krysia zawsze wodziła rej na akademiach i wieczorkach artystycznych. Miała niski głos, który płynął prosto z serca. Czasami prowadziła konferansjerkę. Była bardzo odpowiedzialna, ambitna i nad wyraz pracowita.
Miała rozległe zainteresowania i trwałe przekonania. Już na tajnych kompletach mówiła, że „uczyć się – to stanowczo za mało, trzeba przystąpić do czynnej walki z okupantem”.
Na wiosnę 1941 roku nastąpiły w Łowiczu masowe aresztowania. Sytuacja stała się niebezpieczna. Nauka musiała być przerwana. Należało ukryć pomoce naukowe, książki. To zadanie Wyszomirski powierzył Krysi, Jadzi i Celinie Wielemborek. Praca ta zajęła dziewczynom całą noc. Ze względu na bezpieczeństwo do tego zadania nie można było zatrudnić większej liczby osób. Musiały poradzić sobie we trzy. Te kruche istotki doskonale wypełniły powierzoną im misję.
Większość profesorów musiała się ukrywać. Nie mogli przyjeżdżać do Dąbrowy. Jednak jesienią 1941 roku zostały – mimo wszelkich trudności – wznowione zajęcia na tajnych kompletach. Dziewczęta uczyły się dużo i z oddaniem. Przecież nie robiły tego jedynie dla siebie – uczyły się dla przyszłości Ojczyzny.
Krysia była wówczas w swoim żywiole. Pochłaniała każde słowo wypowiadane przez Zawieyskiego. Uwielbiała Słowackiego, podziwiała Mickiewicza. Była najlepszą polonistką. Okres Jej pobytu w Dąbrowie należy traktować jako okres przygotowania się do walki z okupantem, okres zdobycia dojrzałości, kształtowania charakteru.
Na kilka dni przed maturą dziewczętom przydzielono mały pokoik na poddaszu, aby stworzyć im lepsze warunki do nauki. Wówczas rozpoczęła się mozolna praca. Krysia już wtedy była zdecydowana, miała najbardziej – z grona dziewcząt – ukształtowany pogląd na świat. Wiedziała, czego żąda od ludzi, począwszy od samej siebie.

Po wytrwałej nauce nadszedł dzień matury. Egzamin trwał trzy dni. Musiały zdawać egzaminy ze wszystkich przedmiotów przed komisją. Krysia była w czołówce. Nauka nie była dla niej przykrym obowiązkiem.
Ostatni dzień pobytu na tajnych kompletach był przepełniony uściskami, łzami. Gdy dziewczęta musiały się rozstać, Krystyna nie traciła nadziei, że kiedyś się spotkają. Chciała uczyć się dalej, studiować polonistykę. Pragnęła czynnie uczestniczyć w pracach konspiracyjnych. To był cel Jej życia – pomagać innym.

Krysia pragnęła wiedzy. Jesienią 1942 roku razem z Wandą wybrały się do Jadzi, do Warszawy. To był początek nowego etapu w ich życiu. Jadwiga mieszkała na ulicy H. Noakowskiego 8 u staruszki, która miała pokoik na parterze. Była to bardzo miła siedemdziesięcioletnia kobieta nie lubiąca samotności. Gdy dziewczęta chciały u niej zamieszkać, bardzo się ucieszyła.
Mieszkanie w jednym pokoju – nawet w czasie okupacji – było trudne. Dziewczyny mimo tego nie zniechęcały się. Dla nich nie liczył się komfort fizyczny.
Krysia nawiązała kontakt z profesorem Zawieyskim i dzięki niemu dostała się na tajne komplety polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Dziewczyny postanowiły wynająć inny, większy pokój. W tym czasie bez pieniędzy lub znajomości nie było to łatwe. Dzięki przychylnej opinii nauczycielek z Dąbrowy siostra profesora Stanisława H. Kazuro zgodziła się wynająć im jeden z pięciu pokoi przy ulicy Lwowskiej numer 13. Miały tam dużo swobody, gdyż za pozwoleniem służącej mogły uczyć się oddzielnie, każda w innym pokoju. Krysia zawsze chodziła uczyć się do łazienki. Było to pomieszczenie bez okna, ale jako jedyne w domu odizolowane od ulicy. Mogła tam bez problemu przygotowywać się do egzaminu.
Krystyna nie przywiązywała teraz wagi do ubioru. Ważne, aby strój był czysty i wyglądał schludnie. Miała ważniejsze wydatki. Nawet na niezbędne do życia produkty dziewczęta nie wydawały dużo pieniędzy. Wszystkie oszczędności chciały przeznaczyć na naukę.

Dzień 28 lutego 1943 roku był dla Krysi i dziewcząt dniem szczególnym. Tego dnia bowiem powtarzały słowa przysięgi Ojczyźnie. Czuły się ogromnie zaszczycone. Krystyna wreszcie była w żywiole, którego pragnęła. Jej marzeniem było służyć Ojczyźnie. Była gotowa poświęcić się dla kraju.

Została łączniczką i kolporterką Batalionów Chłopskich. Otrzymała opaskę, którą nosił każdy działacz BCh.

Wybuch II wojny światowej ujawnił dojrzałość i poczucie odpowiedzialności chłopów i robotników. Chęć obrony Ojczyzny sprawiła, że ruch ludowy był w stanie powołać organizację zwaną Strażą Chłopską – późniejsze Bataliony Chłopskie.
Koniecznością stało się powołanie samodzielnej wojskowej organizacji chłopskiej. W tych warunkach pod koniec sierpnia 1940 roku decyzją Centralnego Kierownictwa Ruchu Ludowego postanowiono stworzyć powyższą organizację. Nazwę „Bataliony Chłopskie” wprowadzono w terenie, z czasem rozpowszechniono ją w całym kraju. Naczelne zwierzchnictwo objął Józef Niećko. Powołano Komendę Główną w składzie: Franciszek Kamiński („Zenon Trawiński”) – komendant główny, Kazimierz Banach („Kamil”) – szef sztabu oraz kilka innych osób: szefowie łączności, kwatermistrz. Siedzibą główną władz naczelnych konspiracyjnego ruchu ludowego oraz Komendy Głównej BCh była Warszawa. Stolica stała się również pierwszym okręgiem. Poza nią, w całej Polsce było jeszcze dziewięć okręgów z wieloma podokręgami. BCh zorganizowały około trzech tysięcy akcji. Praca w łączności była wyjątkowo niebezpieczna, wymagająca dużej odwagi i opanowania. Łączniczki były żołnierzami z pierwszej linii frontu walki z hitlerowskim okupantem. Do licznego zastępu łączniczek należały m.in. Krystyna Idzikowska, Eugenia Jagiełło-Łysiowa, Michalina Munkiewicz, Henryka Kryczkówna-Kamińska. Dzięki pracy kolporterek instrukcje, materiały propagandowe oraz rozkazy docierały szybko i sprawnie do najniższych ogniw organizacyjnych.
Krysia była czujna jak bezbronne zwierzę, skazane tylko na siebie. Wychodząc z prasą na ulicę musiała być niesamowicie ostrożna. Niewątpliwie narażała życie swoje oraz innych łączniczek. Musiała maksymalnie wykorzystywać swoje zmysły.
Wkrótce dziewczyny opuściły mieszkanie przy Lwowskiej i przeniosły się na ulicę Piusa 33, na trzecie piętro. Mieszkały razem zaledwie pół roku, gdyż Krysia przeprowadziła się na Piusa 16B. Chciała, aby Jurek i Jasia zamieszkali z nią i uczyli się w Warszawie.
Krysia zawsze była osobą uczynną i dobrą. Pod swój dach przyjęłaby każdego, kto potrzebowałby pomocy. W czasie okupacji okazja niesienia pomocy innym nadarzała się nader często. Krystyna zaproponowała łączniczce i kolporterce Eugenii Jagiełło przetrwanie tych ciężkich czasów w swojej kawalerce. Eugenia nie była zameldowana w Warszawie, mimo to Krysia nie bała się udzielić jej schronienia. Przecież była jej koleżanką „po fachu”. Wiele razem przeszły. Wspólnie przygotowywały paczki na Pawiak, roznosiły prasę. Krystynę bardzo interesowała dola człowieka. Dociekliwość, stawianie pytań, szukanie nań odpowiedzi były dla Niej charakterystyczne. Tym bardziej, że Jej pytania przesiąknięte były rozpaczą, a jednocześnie miłością i wiarą. Eugenia nie szukała na nie odpowiedzi – były zbyt bolesne.
Krysia miała silny charakter. Była twarda, ale i wrażliwa. Ona też się bała. Miała wrażenie, że gdy tylko pojawi się w pociągu , na ulicy z przesyłką zaraz Ją aresztują. To uczucie wiecznie Ją prześladowało. Była kruchej budowy ciała. Uświadomiła sobie jednak, że moc nie tkwi w silnym, masywnym ciele. Należy wierzyć i być twardym.
Zadania łączniczek nie były proste. Krystyna właśnie miała wykonać jedno z nich. Jej misja polegała na dostarczeniu do Skierniewic paczki z prasą. Pociąg, którym miała jechać, odjeżdżał z Warszawy o 805. To poważne zadanie. Krysia przejęła kolportaż na całe województwo warszawskie (drugi okręg). Spotkanie ma się odbyć w Skierniewicach, około pięć minut od stacji, na ulicy Lelewela. Odbiorcą miał być młody, rozmowny szewc. Droga jest z reguły spokojna. Niebezpieczna stacja to Żyrardów, gdzie w pociągu może zdarzyć się patrol „zielonych” lub „czarnych”. Powrotny pociąg odchodził o 1200, więc nie było zbyt dużo czasu. Krysia musiała się spieszyć. Gdy Gienia wróciła o siedemnastej, w domu była tylko Jasia. Dziewczyna pocieszała się. Był przecież jeszcze jeden pociąg. Niestety Krysia nim nie przyjechała. Eugenia pobiegła na Piusa 33 po Wandę i Jadzię. Teraz martwiły się razem: Co z ich Krysią? Co się stało z ich przyjaciółką? Ciąg pytań. Niektóre retoryczne. Przerwa w komunikacji? Może wróci po godzinie policyjnej? Dziewczyny postanowiły zabrać Jasię i udać się do innego mieszkania. Gienia włożyła w szparę w drzwiach kartkę: „Jasia jest u Wandy. Klucze u babci”.

Niestety, Krysię złapali „czarni”. Wpadła w pociągu na drodze między Skierniewicami a Żyrardowem. Trafiła na rewizję bagażu. Przyznała się do walizki. Ona zawsze była dzielna. Nie chciała, aby inni pasażerowie pociągu byli narażeni na niebezpieczeństwo.
Wszyscy pracownicy BCh zostali poinformowani o aresztowaniu Krysi. Znała ona wiele adresów w Warszawie i poza stolicą. Krysia była bardzo szczupłą i wątłą dziewczyną. Z tego powodu na początku Jej działalności konspiracyjnej obawiano się, że w czasie aresztowania nie wytrzyma i załamie się. Ale ona wbrew pozorom nie była słaba. Potrafiła przetrwać najcięższe chwile. Nigdy się nie poddawała. Stopniowo ostrożność przełożonych zanikała.
Gdy trafiła do celi, chciała za wszelką cenę porozumieć się, ze znanym jej Dyzmą Gałajem. Oszukała strażnika i znalazła się w celi kolegi. Była bystrą dziewczyną. Szybko opowiedziała Gałajowi historię rewizji w pociągu. Po aresztowaniu była przesłuchiwana. Długo, to były strasznie długie chwile. Cierpiała. Okropne znęcanie się w Skierniewicach, Łowiczu. Kolejne dni męki w Warszawie. Nie wydała nikogo. Gdy bili ją mocniej – mdlała. Zawsze powtarzała im tę samą zmyśloną historię. Prawie sama w nią uwierzyła. Zaczynała i kończyła tymi samymi słowami. Bili, Krysia mdlała, cucili, znów bili... była blada. Pełna sińców. Krysia stała się obiektem znęcań okrutnych gestapowców. Czym zawiniła? Przecież chciała tylko istnieć, istnieć dla rodziny, przyjaciół, Ojczyzny. Tymczasem była przerażona, ale nadal twarda i nieprzezwyciężona. Zapewniała tylko Dyzmę, że nie poda żadnego adresu ani nazwiska. Choć zawsze bała się, że nie wytrzyma bicia. Chciała żyć. Czy to tak wiele?
Krysia należała do tych, którzy przeżyli swoją śmierć i nie umarli. Nikt już więcej nie zobaczył łączniczki Idzikowskiej.
Kolporterka o pseudonimie „Marysiątko” dostarczała Wandzie, Jadzi i Eugenii wiadomości od Krysi. Pisane były na bibułkach od papierosów, ukryte w resztkach pożywienia. W ich pracy zawsze się tak robiło. Z reguły nikt nie mógł wykryć tak schowanych wiadomości. Pierwszy „list” donosił, że mimo strasznego katowania Krysia nie wydała żadnego nazwiska, żadnego adresu. Ten pisany był jeszcze przez Nią. Drugi, mówiący o maltretowaniu przez gestapo, pisał ktoś z celi – Krystyna była nieprzytomna. Katowano Ją do utraty przytomności. Trzeci gryps był trochę bardziej pocieszający, gdyż Krysia pisała go sama. Pisała, że gestapowcy znaleźli kartkę w drzwiach na ulicy Prusa 16 B. Pytali o Jasię, o Wandę. Katowali. Czwarty gryps – też pisany przez Krysię. Miała iskierkę nadziei, że odeślą Ją do obozu koncentracyjnego. Napisała, że „może przeżyje”. Komenda Główna BCh miała wydobyć Krysię z Pawiaka. Niestety, spóźnili się. Kolejny gryps przyszedł 10 lipca 1944 roku. „Krysia prawdopodobnie rozstrzelana 27 czerwca bądź 8 lipca”. Rozstrzelana, ale nie pokonana. Była silna. Umiała zamknąć się w sobie. Umiała milczeć. Młoda, zaledwie dwudziestotrzyletnia dziewczyna... Pełnia życia. Ile jeszcze mogłaby dokonać! Tak kochała życie! Była jedną z tych, którzy ginęli, aby inni mogli żyć. Krysia miała ogromne serce. Była w stanie swą siłą, sercem burzyć mury. Broniła Ojczyzny, kolegów oraz honoru Batalionów Chłopskich. Maksymalnie wykorzystała swe krótkie życie. Mimo swej niezwykłości marzyła– jak inne dziewczyny w Jej wieku. Pragnęła po skończeniu studiów zorganizować w „swoim” powiecie łowickim Uniwersytet Ludowy. Postanowiła, że wróci do Wiskienicy i w gminie postara się stworzyć ośrodek zdrowia. Zawsze była ambitna, pełna żarliwej pasji rozbudzonej już u Wyszomirskich. Była wspaniałym człowiekiem. Tacy ludzie nie rodzą się co dzień. Nie zrealizowała swych marzeń, ale „życie ma tę wartość, jaką chce mu się nadać”. Krysia poprzez swą działalność nadała mu wartość maksymalną.

Na zawsze pozostanie w sercach przyjaciół i rodziny. Nie tylko oni powinni pamiętać o takim bohaterze. Po śmierci Krysia została odznaczona Krzyżem BCh. Powinna być wzorem do naśladowania. Przepełniona patriotyzmem, miłością Ojczyzny stała się patronem naszej szkoły – Liceum Ogólnokształcącego w Zdunach. Tym sposobem mieszkańcy gminy, w której wychowała się bohaterka Batalionów Chłopskich – nasza bohaterka – chcieli ukazać wielkość i wartość człowieka. Dzięki naszej szkole pamięć o Krysi Idzikowskiej nigdy nie zgaśnie. W parku, w którym mieści się Liceum stoi kamień upamiętniający osobę Krysi. Kamień ten przywieziony został z rodzinnej wioski bohaterki, z Wiskienicy Dolnej. Przed budynkiem szkoły znajduje się tablica: „Liceum Ogólnokształcące imienia Krystyny Idzikowskiej w Zdunach”. Ten napis przypomina nam co dzień o naszej Patronce. Szkoła, uczniowie, nauczyciele są z niej dumni. Pierwszy września jest dniem szczególnym. Tego dnia każdy uczeń, który przekroczy próg liceum, słyszy skróconą historię życia Krysi. Ja, gdy w tym roku po raz pierwszy znalazłam się w szkole, zobaczyłam, z jakim szacunkiem młodzież oraz pracownicy liceum czczą pamięć Patronki. Odwiedziliśmy z klasą izbę pamięci, gdzie zaszczytne, najważniejsze miejsce zajmują pamiątki z życia Krysi Idzikowskiej. Już wówczas zrozumiałam, jak niezwykłą była osobą. Złożenie kwiatów przy kamieniu upamiętniającym Krysię jest wyjątkowym momentem w trakcie każdej uroczystości odbywającej się w LO. Jedną z ważniejszych był dzień 12 czerwca 1994 roku, kiedy to wspominano Patronkę w 50-tą rocznicę Jej tragicznej, bohaterskiej śmierci.
Po dokładnym zapoznaniu się z biografią K. Idzikowskiej, myślę, że nieobce będzie mi wzruszenie podczas kolejnych uroczystości.
Krysia była tak bardzo młoda, promienna, pełna życia. Zginęła dla Polski. Poświęciła życie dla przyszłości Narodu.
Uczniowie Liceum powinni być dumni, że mogą uczęszczać do szkoły, która za Patrona wybrała tak cudownego człowieka. Poznając losy Krysi są w pełni świadomi wielkości swojej patronki. Bita, wręcz katowana nie zdradziła. Była dzielna, wytrwała, odważna. Była ideałem. Szczupła, słaba fizycznie dziewczyna pokonała ból. Nie wydała nikogo. Gestapowcy sądzili, że zabijając takich ludzi jak Krysia nie dopuszczą do odrodzenia Polski. Byli w ogromnym błędzie. Waleczni bohaterowie, których przedstawicielem jest nasza Patronka, nigdy nie umarli. Dzięki nim żyjemy teraz w wolnym kraju.
Ta waleczna, a zarazem młoda osoba, która umierając za wolność Polski, za wolność narodu polskiego mówiła - „muszę zginąć, a tak bym chciała żyć, bo jeszcze nic nie zrobiłam dla innych”. Pozostanie na zawsze w naszych sercach i pamięci.

Metryka

  • opublikował: Maria Piaskowska
    data publikacji: 2008-02-13 16:07
  • zmodyfikował: Maria Piaskowska
    ostatnia modyfikacja: 2008-02-14 15:56

drukuj całą stronę

Metryka strony

Ilość odwiedzin obecnej strony: 5839
Ostatnia aktualizacja treści obecnej strony: 2008-02-14 15:56:33